poniedziałek, 10 lutego 2014

ROZDZIAŁ III

Wiecie jak to jest zostać obudzonym zraz po oberwaniu z doniczki, która jakimś sposobem znalazła się tuż nad waszą głową? Ja też nie... Ale uwierzcie mi, mało brakowało a poznałabym to uczucie. I teraz pewnie myślicie, że mam szczęście... Jeśli mam rację, to nigdy nie obudziliście się przez huk, który wywołuje doniczka zaraz po uderzeniu w ścianę. Stwierdziłam, że nie jest to miłe, zaraz po tym jak przestałam mieć chęci aby zabić winowajcę i kiedy postanowiłam jednak nie używać słów, które chciałam wcześniej wypowiedzieć na głos. Były one delikatnie mówiąc, nieodpowiednie, zwłaszcza, że nie byłam sama.
W kącie pokoju stał Alex, którego mina była obecnie tak śmieszna, że prawie wybuchnęłam śmiechem, ale ugryzłam się w język. Gapił się z wytrzeszczonymi oczami na kogoś obok. Jak się okazało... Na swoją mniejszą wersję. Mniej, więcej sześcioletni Alex stał obok drzwi z taka samą miną. Ręce trzymał tak jakby coś upuścił. Ale, zaraz... doniczka? Prawdziwy Walker odzyskał już, jakimś cudem, zdolność logicznego myślenia i zagwizdał.
- Nieźle James - pochwalił swojego, prawdopodobnie, brata.
*
Jakiś czas później szłam razem z Alex'em obok zamku. Tak, obok zamku. Całkiem niezłe miejsce zamieszkania dla, z pozoru zwykłego, siedemnastolatka. Nie wiedziałam dlaczego to robiłam. Nie miałam pojęcia dlaczego z nim wtedy poszłam... Gdybym była normalna pewnie nie poszła bym z nim do "świata magii" tylko zadzwoniła na policję lub do psychiatryka. Ale nie jestem. Alex już zaznaczył, że jestem, jak to sam określił, "niezwykła". Jak dla mnie, to może znaczyć tyle samo co "inna" czy "dziwna".
Ale teraz idąc razem z nim i wsłuchując się w jego opowieść, czułam się naprawdę niezwykła. Tylko, że teraz oznaczało to mniej, więcej wyjątkowa. Ale, niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy.
- A co z twoją rodziną? - zapytał, gdy między nami zapadła chwilowa cisza.
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym kiedy miałam sześć lat... - powiedziałam spuszczając głowę, nagle jakoś zainteresowana swoimi trampkami.
- Kto ciebie wychowywał? Byłaś wtedy przecież jeszcze dzieckiem... trafiłaś do domu dziecka? - zaczął zasypywać mnie pytaniami. wiem, że to dziwne ale w jego głosie wyczułam troskę. Czy to możliwe, że go naprawdę obchodził mój los? Szybko odepchnęłam od siebie tę myśl. To przecież byłoby sprzeczne z jego osobowością.
- Wychowywała mnie ciocia i wujek, który był alkoholikiem. -powiedziałam uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Nie chciałam aby Alex zobaczył łzy w moich oczach. - Nie było tak źle... Do czasu. Kiedy ciotka zginęła rok temu zostałam sama z wujkiem, który zaczął przegrywać nasze pieniądze w
kasynie... Teraz uciekłam, bo nie mogłam tak dłużej żyć. Nie potrafiłam... - po moim policzku spłynęła 
łza, którą szybko otarłam ręką. - A, tak z innej beczki, co ciebie o obchodzi? - zapytałam nadal uciekając wzrokiem.
- Moi rodzice zginęli rok temu. Byli naprawdę potężnymi magami, oni... Oni wiedzieli wszystko o magii, potrafili wszystko. Może to zabrzmi egoistycznie, ale wolałbym, żeby nawet dziesięciu innych magów zginęło, tylko oni żyli... Nie zasłużyli na śmierć, zwłaszcza, że zostali zabici. - powiedział, a ja wiedziałam, że jest teraz ze mną naprawdę szczery.
Rozmawialiśmy jeszcze aż zrobiło się ciemno. Polubiłam go. Zaczęłam lubić tego egoistycznego idiotę, Walkera. Po raz pierwszy od śmierci ciotki się śmiałam. Mogłam się przy nim zachowywać jak dziecko, mogłam być największą idiotką świata i robić co chciałam. Po raz pierwszy od dawna na mojej twarzy widniał szczery uśmiech. Czułam się szczęśliwa.
*
- Ves - usłyszałam jakiś głos obok swojego ucha. Ta osoba mną potrząsała, ale ja i tak spałam. No przynajmniej udawałam, że to robię, ponieważ bardzo trudno śnić sobie o niebieskich migdałach kiedy ktoś próbuje cię obudzić w ten sposób. - Vesna! - wrzasnął po chwili a ja aż podskoczyłam. Alex śmiał się w niebogłosy podczas gdy ja z miną męczennika wstałam z łóżka. No cóż... Ten dzień zapowiadał się ciekawie.
                                                                               ___
Przepraszam, że taki krótki! .
Na nominacje LBA odpowiem jak znajdę wolną chwilę. :)
Proszę o komentarze!
~Mad

środa, 5 lutego 2014

ROZDZIAŁ II

Obudziłam się w jakimś jasnym pokoju. Musiałam zamrugać parę razy aby przyzwyczaić się do promieni słonecznych, które dostawały się tutaj przez wielkie okno. Usiadłam, co okazało się nie małym osiągnięciem, ponieważ brzuch bolał mnie strasznie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się obecnie znajdowałam. Złote firanki, liniowe ściany, krwistoczerwony dywanik a obok niego dwa skórzane fotele. To wszystko wprawiało w zachwyt. Otworzyłam usta nadal podziwiając to miejsce i prawie wrzasnęłam kiedy do pokoju wszedł chłopak przez którego omal nie zginęłam. Warto wspomnieć iż nie miał na sobie koszulki. Jak widać chodził także na siłownię... Spodnie, które na szczęście założył, szczerze dodawały mu uroku. Przez jakiś czas mnie nie zauważył usiłując zapiąć pasek od spodni, ale wtedy postanowiłam przypomnieć mu o swoim istnieniu.
- Ekhm, czy mógłbyś przynajmniej założyć koszulkę? - zapytałam a on na mnie spojrzał, jakby z politowaniem.
- A czy to, że jeszcze jej na sobie nie mam w jakikolwiek sposób ci przeszkadza, księżniczko? - zapytał ze złośliwym uśmieszkiem. Po chwili przybrał minę zwycięzcy, ponieważ udało mu się zapiąć ten "idiotyczny pasek", jak to sam wcześniej określił.
- Nawet nie wiesz jak bardzo... - odparłam a on z uśmiechem na pół twarzy założył czarny T-shirt. - I nie nazywaj mnie księżniczką! - dodałam na co ten się tylko zaśmiał. Wziął do ręki plecak, który po chwili przewiesił sobie przez ramię.
- Większość dziewczyn lubi jak je tak nazywam... A teraz musimy, się stąd zmywać. - powiedział w tym samym momencie otwierając drzwi i gestem ręki wskazując, że mam wyjść pierwsza. Wstałam z łóżka dość szybko pomimo bólu. Gdy się z nim mijałam uniosłam dumnie głowę. On także wyszedł zamykając później drzwi i zrównał się ze mną kiedy byłam już w połowie korytarza. - Więc dowiem się jak mam panią nazywać? - zapytał z ta swoją złośliwą miną. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jestem... - zaczęłam ale on mi przerwał.
- Jesteś śmiertelniczką - powiedział takim tonem jakby to miało wszystko wyjaśnić.
- I co to ma do rzeczy? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Bardzo niezwykłą śmiertelniczką - dodał a ja już sama nie wiedziałam czego chciałam. Moje myśli wahały się między dwiema opcjami. Albo mu przywalić, albo pocałować. Jednak nie zastosowałam żadnej z nich.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytałam niepewnie modląc się aby głos mi się nie załamał.
- Potrafiłaś zobaczyć tego smoka... Żaden inny śmiertelnik do tej pory tego nie potrafił. - oznajmił przystając na moment i patrząc w moje oczy. - Ale może teraz zmieńmy temat... Więc jak się nazywasz? - Znów ruszył przed siebie jak gdyby nigdy nic.
- Vesna Stone - przedstawiłam się z kwaśną miną, jak zawsze kiedy to wypowiadałam lub słyszałam. Nie należałam do wielbicielek własnego imienia. - A ty... Jak się nazywasz?
- Alex Walker, mag - przedstawił się szybko.
- Mag? - uniosłam brwi. - A nie czarodziej? - może i zabrzmiało to trochę dziecinnie ale pamiętałam te wszystkie bajki o czarodziejach, które opowiadała mi mama.
- Mag, czarodziej... Możesz mi mówić jak chcesz. - odparł nagle przyśpieszając.
- Idiota - mruknęłam do siebie kiedy byłam pewna, że mnie nie usłyszy. Mimo tego, że szedł już kilka metrów dalej, zauważyłam na jego twarzy ledwo dostrzegalny uśmieszek.
*
- O Boże - tylko tyle zdołałam wydusić kiedy stałam przed jakimś budynkiem. Willa, tak, to określenie chyba bardziej oddaje nazwie urok domu.
- Wierzysz w Boga? - zapytał Alex tym samym odwracając moją uwagę od tego budynku. Spojrzałem na niego niepewnie.
- Tak... A Wy? To znaczy... W kogo wierzą czarodzieje? - zapytałam na co Alex się uśmiechnął ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Wszyscy wierzymy tam w Szatana... - powiedział nadal uśmiechnięty. Spojrzałam na niego, po raz pierwszy z lekkim strachem. - Przecież żartuję... Śmiertelnicy zawsze są tacy poważni, Ves?
- Ves? - uniosłam brwi.
- Skrót od Vesna. Przecież widziałem twoją minę kiedy to mówiłaś... Wyglądałaś jakbyś jadła lody o smaku chili i czosnku... - wyjaśnił szybko i udał, że wymiotuje.
- Więc w kogo wierzą czarodzieje? W Merlina? - zapytałam lekko zniecierpliwiona.
- Niektórzy wierzą w Boga, tak jak ja i ty... Ale są też tacy, którzy wierzą wielkiego boga Nutelli. - zażartował a ja wprost musiałam się roześmiać. Razem weszliśmy do środka domu. Było tam strasznie ciemno, więc prawie się przewróciłam, ale na szczęście Alex mnie złapał. Wcześniej wyjaśnił mi, że aby dostać się do świata magii musimy znaleźć się w miejscu gdzie żaden śmiertelnik nas nie zobaczy. Niestety, nie zdradził mi jeszcze jak mamy się tam przenieść.
- Alex? Jak my mamy się tam dostać? - zapytałam próbując znaleźć go w ciemnościach, ale nikt mi nie odpowiedział. - Alex? - zapytałam trochę głośniej. Zaczynałam się naprawdę bać. - Alex?! - wykrzyknęłam i głos mi się załamał, kiedy nikt nie odpowiedział. Cofnęłam się do tyłu natrafiając na ścianę. Oparłam się o nią a po moim policzku spłynęła łza. Nie miałam pojęcia jak się tam dostać... A może to była tylko moja wyobraźnia? Może wymyśliłam sobie Alexa, tego smoka... To wszystko. Nie. Nie mam żadnych halucynacji i nigdy nie miałam! To było prawdziwe... Miejmy nadzieję, że było prawdziwe.
-Ja nic sobie nie wymyśliłam! - wrzasnęłam nagle wściekła. Spróbowałam pomyśleć, że chcę się tam znaleźć. Nagle poczułam się tak, jakbym zaczęła latać. Przymknęłam czy, a gdy je otworzyłam znalazłam się w całkiem innym miejscu. Po chwili zaczęłam tracić przytomność i upadłam na ziemię obok Alexa, który właśnie otwierał drzwi do zamku. Ostatnie co pamiętam to jak Walker bierze mnie na ręce, a później słyszę tylko jego krzyk "pomocy!", który, powtarzając się, z każdą chwilą cichnie.
___
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba!
Ja i wielki bóg Nutelli prosimy o komentarze! :)
~Mad

niedziela, 2 lutego 2014

ROZDZIAŁ I

Z cichym westchnieniem weszłam do pokoju hotelowego. Torbę w której miałam rzeczy postawiłam obok łóżka. Spojrzałam w lustro, które było powieszone na jednej ze ścian, i prawie krzyknęłam. Przed tym obroniła mnie moja wyobraźnia przypominając, że przed wejściem do hotelu potknęłam się o jakąś butelkę, której wcześniej nie zauważyłam, uderzając głową w jakiś znak drogowy i lądując na ziemi. Teraz zauważyłam jakie są tego skutki. Długie, jasnozłote włosy, które wcześniej związałam w wysoką kitkę, były potargane. Na policzku miałam lekkie zadrapanie z którego leciała mi wcześniej krew a niebieskie oczy patrzyły na wszystko ze zmęczeniem. Czarna bluzka była brudna, spodnie w paru miejscach nawet podarte, a trampki, które, o dziwo, były wcześniej niezniszczone, strasznie się pobrudziły podczas biegu. Patrząc na to wszystko znów westchnęłam. Wyjęłam z torby rzeczy na zmianę i skierowałam się do łazienki. Szybko się umyłam a kiedy znów stałam, już ubrana, w pokoju, za oknem było już ciemno. Dopiero teraz przekonałam się jak bardzo byłam zmęczona, ponieważ zaraz po położeniu się na łóżku zasnęłam.
*
Kolejnego dnia obudziłam się z uśmiechem na ustach. Pierwszy raz nie obudził mnie wściekły krzyk wujka. Pierwszy raz mogłam spać ile chciałam. Nie musiałam nawet zrobić kawy i śniadania, do czego byłam zmuszana od dziecka. Teraz nie miałam żadnych obowiązków. Pierwszy raz czułam się wolna! To tak jakbym uciekła z więzienia... Ale czy istniała jakaś różnica? Jak dla mnie nie. Przynajmniej czułam się w tamtym domu jak w więzieniu. Nie mogłam tam nic robić. Nikt nigdy nie słuchał mojego zdania. Jeśli zrobiłam coś źle karano mnie przez jakiś miesiąc.
Szybko zakończyłam poranną toaletę i założyłam przypadkowo wybrane wcześniej ubrania. Jak zwykle wszystko było czarne, oprócz białego napisu na bluzce i sznurówek. Postanowiłam pójść do jakiegoś sklepu i kupić coś na śniadanie. Spojrzałam na zegarek, który nosiłam od zawsze na ręce. Był prezentem od mojej matki... Dostałam go na moje urodziny, tydzień przed śmiercią rodziców. Teraz przypomniałam sobie, że za jakieś trzy dni kończę 16 lat. Mało mnie to obchodziło, ponieważ i tak nie obchodziłam tego święta. Gdy ciocia jeszcze żyła zawsze próbowała wtedy jakoś mnie uszczęśliwić, ale nawet jej się to nie udawało. Zbyt bardzo przypominało mi to o śmierci rodziców. 
Gdy znów zaczęłam o tym myśleć chciało mi się płakać. Przez chwilę stałam w miejscu próbując powstrzymać łzy. Nigdy nie płakałam, wiec dlaczego teraz miało się to zmienić? Niestety, teraz moje życie się zmienia. Nie mieszkam już z wujkiem, uciekłam. To pewnie dopiero początek ale mi już jest dość ciężko. Tylko dlaczego? 
- Przecież wszystko powinno być łatwiejsze! - krzyknęłam całkowicie przez przypadek na głos a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Szybko przestałam płakać bo nie chciałam zachowywać się jak dziecko. Otarłam łzy ręką i znów przeniosłam wzrok na zegarek starając się nie myśleć o przeszłości. Wskazywał teraz 14.
- o Boże! - znów przez przypadek krzyknęłam. Pół wyszłam a pół wybiegłam z pokoju. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w kierunku windy. Ze zniecierpliwieniem wcisnęłam przycisk a drzwi się otworzyły. Weszłam do środka i zobaczyłam prawdopodobnie najprzystojniejszego chłopaka jakiego kiedykolwiek widziałam. Wysoki brunet stał patrząc teraz na mnie. Napotkałam jego wzrok. Miał nieziemskie, niebieskie oczy.
Przez przypadek na niego wpadłam ale na szczęście mnie złapał. Widzę chłopaka pierwszy raz w życiu już ląduje w jego ramionach, świetnie! Pomógł mi odzyskać równowagę.
- Może byś uważała jak łazisz? - zapytał wściekły. Od razu przestało się dla mnie liczyć to jak wygląda.
- A może mógłbyś przestać być aż takim idiotą?! Ojć, przepraszam, zapomniałam, że nie wierzę w cuda...! - odparłam wściekła. Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, jakby wcześniej myślał, że nie potrafię mówić, ale już więcej się nie odezwał. Reszta drogi minęła nam w milczeniu co mnie właściwie zadowoliło.
*
Po jakimś czasie wracałam do hotelu. Byłam zmęczona chodzeniem po całym mieście bez większego celu. Szłam chodnikiem, gdy nagle zauważyłam tego chłopaka z windy. On biegł w kierunku czegoś za mną. Widziałam strach w jego oczach kiedy był już kilka metrów ode mnie. Odwróciłam się i wrzasnęłam. Przede mną stał smok. Chłopak na chwilę przeniósł wzrok ze zdziwieniem na mnie. Niestety ja nadal gapiłam się w bezruchu na tego smoka. Nie mogłam w to uwierzyć. Chyba powinnam iść do psychologa... Bo przecież nie każdy widzi jakieś potwory jak z bajek na ulicy pełnej ludzi, którzy najwyraźniej nie widzieli tego co ja! Tylko ten chłopak był jakiś inny. Po chwili znów powrócił do biegu zbliżając się do tego smoka. Gdy był już tylko parę metrów od niego wstrzymałam oddech. Nie miałam nawet pojęcia dlaczego to robię. Po prostu wiedziałam, że za chwilę stanie się coś złego. I jak na zawołanie smok zamachnął się ogonem prawie trafiając tego chłopaka. Jedyną rzeczą jaka go powstrzymała było to, ze w przypływie nagłej odwagi podbiegłam do tamtego miejsca. Stanęłam przed chłopakiem, który nadal oszołomiony nie mógł się ruszyć. Nie widziałam go ale czułam na sobie jego wzrok. Smok zamiast jego uderzył mnie. Spadłam na ziemię czując, że z mojego brzucha leci krew. Nie mogłam wstać, a nawet najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Teraz mogłam tylko obserwować co robi tamten chłopak, który odzyskał zdolność myślenia. Stał teraz przed smokiem z uniesionymi rękami i zamkniętymi oczami. Już chciałam wykrzyknąć, że jest idiotą i ma się ruszyć kiedy nagle smok zaczął się palić. Po chwili całkowicie wybuchnął. Później przed oczami widziałam tylko ciemność.
___
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba!
Proszę o komentarze! :)
~Mad